Transylwania – Offroad śladami księcia Draculi
Dzień pierwszy
Dwa dni temu zadzwonił telefon: „Zwolniło się miejsce w Roverze na offroad w Rumunii. Transylwania czeka. Jedziesz?”. „Jadę”.
Jest 6.00 rano. Po całym dniu jazdy, późnej kolacji z ogniska i nocy spędzonej po raz pierwszy od chyba 20 lat w namiocie siedzę na łące pod lasem gdzieś w Rumunii i zastanawiam się, co będzie…
…no cóż, mówili prawdę. Jest offroad. Jazda poza utwardzonymi drogami, w terenie, po którym nie spodziewałbym się, że można jeździć samochodem.
Rumuńskie Karpaty. Po kilku godzinach jazdy w zupełnej głuszy w końcu natknęliśmy się na oznaki „cywilizacji” 😊
Dzień drugi
W tych górach są trasy w kręgach motocyklistów (i nie tylko) uważane za kultowe: Transfogarska i Transalpina. Ponoć jeszcze jakiś czas temu nie miały nawierzchni asfaltowej. Serpentyny wijące się po zboczach górskich, przełęcze na 2 tysiącach metrów, mosty, tunele, a wszystko to w zdradliwych warunkach.
Nasz wóz jednak dużo lepiej czuje się na łonie natury. Mijamy zabudowania, chatki chylące się ku upadkowi, obejścia gospodarskie jak z początku XX wieku. I tylko kozy na łące i psiak leniwie wylegujący się w słońcu każą przypuszczać, że nie jest to instalacja skansenowa, że toczy się tutaj normalne życie. Z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. W Polsce chyba już trudno o takie widoki. Nasz cel, Transylwania, coraz bliżej.
Na koniec intensywnego dnia dotarliśmy do… zamku Drakuli (Transylwania. W końcu jesteśmy!). A właściwie do zamku Wlada Palownika, który posłużył za pierwowzór literacki hrabiego Drakuli. Z zamku pozostały jedynie ruiny, a żeby z jego murów podziwiać okoliczne widoki, trzeba pieszo pokonać blisko 1500 kamiennych stopni.
Dzień trzeci
Nie wypada w niedzielę jeździć brudnym samochodem 😊
Nasz ekspresowy rajd po rumuńskich bezdrożach powoli dobiega końca. W drodze powrotnej odbijamy pod granicę z Ukrainą i zatrzymujemy się w wiosce Sapanta, znanej z „wesołego cmentarza”. Każdy ma tutaj nagrobek wesoły, kolorowy, z ilustracją nawiązującą do zawodu bądź jakichś cech charakterystycznych zmarłego. Pierwszych kilkadziesiąt wykonał miejscowy rzeźbiarz. Po jego śmierci „wesołe dzieło” jest kontynuowane, a cmentarz stał się atrakcją turystyczną.
Cieszę się, że telefon z niespodziewaną propozycją wyprawy do Rumunii zadzwonił. Cieszę się, że się zdecydowałem. Spędziłem szalony weekend we wciąż jeszcze na wpół dzikich rumuńskich Karpatach, nauczyłem się wyciągać Land Rovera z błota, spałem w namiocie na leśnych polanach (w Rumunii namiot można rozbić w dowolnym miejscu), poznałem super ludzi. Z takich okazji trzeba korzystać 😊